Na bazie ostatniego tekstu zadano mi pytanie: jak wypuścić swoje myśli w przód? Jak to się robi? I tu przypomniały mi się czasy moich studiów. Redukowałam wówczas stres przed egzaminami, przenosząc się myślami do czasu „już po” egzaminie, w poszukiwaniu spokoju. To było właśnie wypuszczanie świadomości w przód, aby poradzić sobie z napięciem. Koleżeństwo przed salą pospiesznie zakuwało ostatnie linijki lub gorączkowo dyskutowało w atmosferze „Jezu, nic nie umiem”, a ja byłam trochę z boku. Wiedziałam wówczas, że stres ogranicza przepływ krwi m.in. w płatach czołowych, więc nakręcając się, pozbawiłabym się zdolności sprawnego myślenia. Można patrzeć na to również w kategoriach energii – wibracja lęku i chaosu versus wibracja spokoju i osadzenia w sobie, jako remedium na zewnętrzny stres.
Dziś, kiedy jest gorszy moment (a przychodzą), wówczas świadomie i z determinacją próbuję myśleć o potencjalnej przyszłości, której jeszcze nie znam. Nie maluję konkretnych obrazów, nie projektuję zdarzeń, tylko kotwiczę moją świadomość w stanie, gdzie wszystkie warianty są możliwe. To jest właśnie „wysyłanie w przód”, bardziej stan medytacji niż dyskursywne myślenie. Tam przede mną są rzeczy, o których nie mam pojęcia, sekwencje zdarzeń, których mój umysł jeszcze nie doświadczył. A skoro jest tam wszystko, to jest tam spokój. Więc kiedy mam doła (a przychodzą), próbuję patrzeć daleko przed siebie, w przestrzeń wszelkich możliwych wariantów. Czerpię z tego nie tylko spokój i nadzieję, ale również moc. Bo mogę zdecydować, z jaką energią się tam wybiorę.
Monika Zgud Sztuki Holystyczne