Przydarzyła mi się rozmowa, a w niej wątek wdzięczności. Że niby za co? Czy warto, czy może nie. Za pogodę można dziękować, kiedy nie moczy nas deszcz i mróz nie przeszywa. Racja. Za pracę, że jest i pieniądz do kieszeni wpada. Też słusznie. Za to, że nic nie boli albo boli mało i można ciałko rozruszać. Jak najbardziej. Za ludzi, szczególnie tych z serdecznym spojrzeniem i dobrym słowem. Jasne, oczywiście. Za te wszystkie rzeczy i tysiąc innych dobrze jest wyrażać wdzięczność. Rozmowa sobie płynęła i dotarło do mnie, że szukamy tych powodów gdzieś na zewnątrz, podczas gdy należałoby powiedzieć: za siebie jestem wdzięczna. A Ty za Ciebie. Bo się całkiem fajnie Najwyższemu udaliśmy. 🙂
I nie o nadmiar Ego tu chodzi, tylko o wspierającą samoakceptację. O postawę „na tak” dla samego siebie. Na tym fundamencie buduje się cała reszta. Tak więc zacznijmy od nowa rozmowę o wdzięczności – co u Ciebie najbardziej się Najwyższemu udało? 🙂
Monika Zgud Sztuki Holystyczne